Są takie dni, że chciałoby się spakować i nigdy już nie wracać. Zostawić za sobą miasto z jego światłami i zaszyć się w miejscu do którego nie da się dojechać. Niestety często nie ma jak wyrwać się nawet na kilka dni i pozostaje nam słuchanie piosenek i tęsknie wzdychanie do wspomnień.
Ale dzisiaj nie o górach, a o tym co w domu sprawia, że możemy doświadczyć dzikości natury. Chciałam Wam przedstawić moje kochane stado, która ciągle zgadza się, żebyśmy z nimi mieszkali, ba nawet pozwala nam czasem na nasze wyprawy.
Jako pierwsze w naszym domu pojawiły się koty. Zamieszkały z nami jeszcze w kawalerce. Przedstawiam Państwu Odyna i Rembranta.
Rembrant z miną groźnej i znudzonej bestii
Odyn zaskoczony nagłym zainteresowaniem jego kocią osobą
Kilka lat po kocurach, do naszego domu wprowadził się też świnka morska o imieniu SirBlackstone. To był taki okres naszego życia, w którym bardzo marzyłam o psie- szczególnie podobały mi się Amstaffy. Mój Meżczyzna na psa się nie zgadzał (z różnych mądrych bądź mniej) przyczyn, ale już słuchać nie mógł mojego jęczenia i dostałam świnkę i muszę, przyznać że metoda podłożenia mi świni poskutkowała, już nie jęczę że potrzebujemy psa!
Niestety w świniaku tak się zakochałam, że zaczęłam się douczać na temat tych gryzoni, żeby mój miał wszytko czego potrzebuje i tak też wyczytałam, że świnki są zwierzakami stadnymi. Wiadomo, że jedna świnka to kiepskie stado dlatego pojawił się drugi osobnik tego samego gatunku, także samczyk- Hantu.
A tu kilka zdjęć na których świnko-chłopcy pozują razem i trzeba przyznać, że w ich przypadku sprawdza się stwierdzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, bo chłopcy nie przypadli sobie jakoś szczególnie do gustu.
"Podłożenie świni", dobre :D
OdpowiedzUsuńU nas już nawet nie trzeba sobie świń podkładać- świnie doskonale podkładają się same :)
Usuń