28 sierpnia 2014

Koskowa Góra

W pewien czwartek, podczas gdy nasze drugie połówki były w pracy, siedziałam z Konradem
i snułam plany na wyjazd gdziekolwiek, byle było zielono, byle na chwile poza miasto. Mieliśmy tylko jeden mały problem- brakowało nam kasy.


Z potrzeby wybycia z Krakowa i braku funduszy urodził nam się
w głowach spacer na Koskową Górę w Beskidzie Makowskim. Podróż miała być krótka, trasa na szczyt i spowrotem także nie miała trwać więcej niż 4h. Wystarczyło dożyć do najbliższego weekendu.

          



Po dojechaniu do Roli Jabconiówki należącej do gminy Tokarnia, upatrzyliśmy sobie kawałek czyjegoś podwórza na parking i na piękne oczy uprosiliśmy o pozwolenia zaparkowania, dzięki czemu zostaliśmy największą atrakcją dnia (wszyscy bacznie obserwowali nas przez okna). Koskowa przywitała nas stromym podejściem i zimnym wiatrem, na szczęście nie daliśmy zniechęcić, a góra po jakimś czasie zrobiła się dużo przyjaźniejsza i mniej stroma. Pola, które początkowo nas otaczały zaczęły powoli znikać, a my wchodziliśmy w teren coraz mocniej zadrzewiony. Na trasie nie spotkaliśmy nikogo, cała Koskowa należała do nas.

Szczyt na Koskowej jest dość rozległy, nieosłonięci drzewami podziwialiśmy przez chwilę piękno okolicy na tle zachmurzonego nieba. Sygnał do odwrotu dał nam deszcz, który zanim dotarliśmy z powrotem do samochodu trochę nas przemoczył. Zmarznięci ale szczęśliwi, zgubiliśmy się już
w Krakowie (a jak!), dzięki czemu do domu dotarliśmy przez jakieś chaszcze i błotniste drogi.




2 komentarze: